Dziś przypomniała mi się dziewanna. Miałam ją w ogrodzie. Nie robiłam jej nawet zdjęć, bo sama się rozsiewała i trzeba ją było tylko trochę ogarnąć. Był na to czas. Ale rok temu zaczęło się odliczanie…
Z nasion dziewanny, które znajdują się w wielu słonecznych miejscach mojego ogrodu kiedyś, za sto lat wyrosną piękne kwiaty. Wystarczy, że następny ogrodnik poruszy w ich pobliżu ziemię.
Być może ogrodnik będzie miał “moje oczy” lub podobne gesty. Być może będzie się denerwował “po mojemu” czy tak samo odgarniał włosy. Być może nie będę go znała.
Być może ucieszy go ten niepodziewany podarunek. Może będzie wiedział, że miejsce rośliny jest w bukiecie na Matki Boskiej Zielnej, a dziewannę nazywają Jej warkoczykami. Być może balsam z płatków przyłoży do niegojącej się rany. Może, wiedząc, że to świeca królewska, suchą łodygę zanurzy w wosku, a potem będzie obserwował, jak pali się różnokolorowym płomieniem.
Może się zdziwi się, że taki duży chwast wtargnął do jego ogrodu. Może zaciekawiony zostawi go i pszczoły – samotnice będą miały materiał do uwicia gniazda. Zauważy może, że mieszkają w nim ćmy.
A może… po prostu wyrzuci za płot, by zbudził się za następne sto lat.
Mader
Fotografię wzięłam dziś wyjątkowo z pixabay.com